
Uwielbiam kwiaty. Od zawsze. Pamiętam jak byłam mała razem z moją przyjaciółką papużką-nierozłączką chodziłyśmy na tzw "pola" w Zakopanem (info dla "Ceprów" - Rówień Krupowa, tam gdzie teraz odbywa się m.in. Festiwial Folkloru Ziem Górskich) i zbierałyśmy polne kwiaty. Czego tam nie było...rumianki, dzwoneczki polne, koniczyna czerwona i inne cuda, których nazw nigdy nie poznałam. Te bukiety na zawsze pozostaną w mojej pamięci. Na różowe kwiatki zwane przez nas "pałkami" chodziło się na inną łąkę....., na której stoi teraz "Biedronka" :( A wczesną wiosną przynosiłam do domu bukiety kaczeńcy i prymulek i strasznie żałowałam, że one kwitną tak krótko :/
Z wczorajszego spaceru z moją sunią też przyniosłam kilka kwiatków :)

Ale najważniejszym bohaterem dzisiejszego postu jest ...On ! Amarylis ! cebulkę przywiozłam z targu kwiatowego w Amsterdamie...i tu znowu pojawia się myśl...gdzie ja miałam rozum??? dlaczego kupiłam tylko jedną ????!!!!! chyba nie wierzyłam, że coś z tego będzie ! tu w trakcie zakupów:

a tu po 8 tygodniach....


i zachodzę w głowę, co zrobić by przedłużyć jego życie..i czy jest jakakolwiek szansa, żeby utrzymać cebulkę???? wie ktoś??????? będę bardzo wdzięczna za wszelkie rady, bo to pierwszy amarylis w moim życiu i wiem, że zakochałam się w nim bez pamięci.
Jak jestem w temacie kwiatów, to jeszcze pokaże jak rozkwitło drugie moje holenderskie cudo! pokazało "języczek" :)

Na balkonie, czyli mojej prywatnej łące kwitnie też lawenda i pachnie przecudnie :) żałuję tylko, że mam jej za mało żeby uszyć chociaż jedną torebeczkę i zachować ten zapach na dłużej...a może się uda ? ;)

Dziękuje wszystkim za odwiedziny i przemiłe komentarze ! i pozdrawiam bardzo serdecznie :)